Blisko, coraz dalej III

Blisko, coraz dalej (część 3)

Wchodząc w bliskie relacje, osoby z syndromem DDD przeżywają lęk i wstyd na przemian z żalem i pretensją. Boją się „zdemaskowania” i odrzucenia. Wstydzą się własnych potrzeb. Nie pozwalają sobie ujawniać uczuć, co powiększa frustrację i popycha ku poruszaniu się wzdłuż osi „kat – ofiara”. W poczuciu winy wpadają w stany depresyjne, samooskarżenia, apatię. W poczuciu krzywdy – eksplodują gwałtownymi roszczeniami, pretensjami i złością. Pojawia się błędne koło: rozładować napięcia można tylko wchodząc w rolę sprawcy lub ofiary przemocy. Bo obie te role najpełniej umożliwiają przypisywanie innym odpowiedzialności za swój stan.

Rozpoznanie i zmiana takiego wzorca bliskiej relacji jest trudne, ponieważ oprócz cierpienia przynosi on także emocjonalne korzyści: poczucie mocy, ważności, niemal symbiotycznej bliskości. Możliwość manipulowania poczuciem winy czy krzywdy to potężna broń wobec bliskich. Poczucie uzyskanego w ten sposób wpływu na innych przesłania prawdziwe emocje: osamotnienie, lęk przed odrzuceniem, pustkę – nieuchronne, gdy żyje się bez kontaktu ze sobą i innymi. Angażując się w związki, DDD przede wszystkim usiłuje domyślić się oczekiwań drugiej strony, jednocześnie na wpół nieświadomie manipulując nią, aby skupić na sobie jej uwagę. Nie jest w stanie wyrażać swoich uczuć i potrzeb wprost, okazywać akceptacji i wierzyć, że można ją uzyskać. W zarodku dusi więc swoje i partnera/partnerki szanse na zaufanie i bliskość. Może jednak nie czuć się odpowiedzialny za swoje wybory i decyzje. Pozbawia się więc najważniejszych profitów, które mogą płynąć z bliskości. Zarazem jednak unika najbardziej przykrych kosztów, które – odkąd pamięta – obciążały jego relacje z bliskimi.

Klimat takiej relacji determinowany jest przez lęk przed odrzuceniem, a wyraża się przez niekończącą się grę uwodzenia. To uwodzenie nigdy nie może znaleźć szczęśliwego finału. Wciąż bowiem obecne jest napięcie i niepewność, bo strach uwierzyć, że mogłyby się pojawić autentyczna bliskość i zaufanie. Wymagałoby to ryzyka, na które DDD po prostu nie stać.

Poczucie winy i krzywdy wpływa również bardzo silnie na to, jak DDD widzi sam siebie. Najczęściej postrzega siebie właśnie przez pryzmat poczucia winy na przemian z poczuciem krzywdy – pierwotnie wobec rodziców , później zaś wobec każdego, z kim próbuje wejść w bliższą relację. Myśli więc o sobie jak o kimś gorszym, nic nie wartym, nieważnym i nie zasługującym na miłość. Zarazem jednak gdzieś w głębi duszy czuje, że zasłużył na więcej niż dostaje (albo wydaje mu się, że dostaje). Z jednej strony stara się cały czas kontrolować swoje zachowanie, tylko w ten sposób stwarzając sobie nadzieję, że uda mu się w pełni kontrolować drugą osobę. Zakłada w tym celu różne maski – by się przypodobać, mieć święty spokój czy choćby sprowokować odrzucenie, pozbywając się tym samym trudnego do zniesienia napięcia. Z drugiej, jest przekonany, że tak naprawdę nie ma wpływu na to, jak związek się potoczy i czy partner/partnerka odwzajemni jego zaangażowanie. Myślenie o sobie jako kimś, kto zarazem jest mistrzem kontroli i posiada magiczny wpływ na innych, a jednocześnie kimś bezsilnym i bezradnym wobec okrutnych i bezdusznych ludzi, wzmaga tylko stan rozdarcia między poczuciem winy i poczuciem krzywdy. Jest to jednak koszt, który opłaca się ponieść, aby móc wreszcie choć momentami nie czuć się odpowiedzialnym – także za swoje własne samopoczucie i decyzje. Lata życia w takim napięciu są jednak bardzo obciążające. Przynajmniej niektórzy z DDD próbują uzyskać bardziej realny wpływ na swoje życie. Dzieje się to na przykład na drodze pracy psychoterapeutycznej.